20100717 Do Pamiru – Afganistan czyli bazar w Iszkaszim
Dziś sobota – dzień targowy w Iszkaszimie. Iskaszim to wioska 100 km na południe od Choroga – tu zaczyna się Korytarz Wachański. Targ odbywa się za rzeką, już po stronie afgańskiej. Żeby tam wejść trzeba dać w zastaw paszporty celnikom urzędującym na moście. Dzięki temu dowiadujemy się, że jest tu jeszcze dwójka Polaków. Mamy nadzieję, że uda nam się ich odnaleźć w tłumie. Targ jest niewielki, ale robi wrażenie. Pasztuni, Tadżykowie, Turkmeni i Uzbecy – mieszkańcy okolicznych wiosek zaopatrują się tu w najpotrzebniejsze towary. Można kupić jedzenie, nowe i używane ubrania, buty, artykuły gospodarstwa domowego, dywany i co tylko dusza zapragnie. Bazar jest kolorowy i bardzo dla nas egzotyczny.
My również stanowimy nie lada atrakcję dla miejscowych – niewielu turystów tu dociera i każdy chce sobie zrobić z nami zdjęcie. Udaje się też spotkać przesympatyczną parę Polaków – Iwonę i Marcina. Jadą w tę samą stronę co my, więc postanawiamy przez jakiś czas poróżować razem. Spędzamy sporo czasu pijąc herbatę pod płotem bazaru i gapiąc się na ludzi. Żyje się tu bardzo prosto i biednie. Ludzie mieszkają w lepiankach. W wielu wioskach nie ma elektryczności. Spotykamy kilka głodnych dzieciaków – karmimy je plowem i chlebem. Dzieciaki są bardzo wystraszone. Naprawdę smutny widok.
Po targu udaje nam się załapać na miejscowy autobus do oddalonego o 75 km Yamczun – jeździ tylko 3 razy w tygodniu, więc uważamy się za szczęściarzy. Trasę pokonujemy w grubo ponad 3 godziny – autobus zatrzymuje się w każdej wiosce po drodze, tłumy ludzi wsiadają i wysiadają kłócąc się, gadając, ociągając i doprowadzając kierowcę do szewskiej pasji.
Read MoreMy również stanowimy nie lada atrakcję dla miejscowych – niewielu turystów tu dociera i każdy chce sobie zrobić z nami zdjęcie. Udaje się też spotkać przesympatyczną parę Polaków – Iwonę i Marcina. Jadą w tę samą stronę co my, więc postanawiamy przez jakiś czas poróżować razem. Spędzamy sporo czasu pijąc herbatę pod płotem bazaru i gapiąc się na ludzi. Żyje się tu bardzo prosto i biednie. Ludzie mieszkają w lepiankach. W wielu wioskach nie ma elektryczności. Spotykamy kilka głodnych dzieciaków – karmimy je plowem i chlebem. Dzieciaki są bardzo wystraszone. Naprawdę smutny widok.
Po targu udaje nam się załapać na miejscowy autobus do oddalonego o 75 km Yamczun – jeździ tylko 3 razy w tygodniu, więc uważamy się za szczęściarzy. Trasę pokonujemy w grubo ponad 3 godziny – autobus zatrzymuje się w każdej wiosce po drodze, tłumy ludzi wsiadają i wysiadają kłócąc się, gadając, ociągając i doprowadzając kierowcę do szewskiej pasji.