20130617 Rugia Rowerami
Dzień VII promem Ronne-Sassnitz i 12 km na rowerze z przystani promowej do centrum Sassnitz
Złapanie porannego promu na Rugię było nie lada wyzwaniem. Ilse przywitała nas pysznym śniadaniem, ciężko było wstać od stołu i spakować toboły, jeszcze bardziej nie chciało nam się rozstawać z przemiłą gospodynią. Ale mus był ruszać w dalszą trasę. Tym razem prom był zdecydowanie większy. Niepotrzebnie obawiałam się choroby morskiej i łyknęłam aviomarin. Ten medykament ściął mnie z nóg – przysypiałam co chwilę w każdej możliwej pozycji. Jurek na szczęście znalazł rozrywkę w postaci towarzystwa młodej damy pochodzenia chińsko-niemieckiego (imię owej towarzyszki umknęło, zresztą i tak nie byliśmy w stanie wymówić go poprawnie) a następnie, zmęczony konwersacją odpłynął w objęcia Morfeusza razem z matką. W Sassnitz dopadł nas leń – postanowiliśmy już nie ruszać się dalej. Zalogowaliśmy się w pensjonacie, przeszliśmy nadmorską promenadą i spożyliśmy paskudne fish&chips na marinie. Poznakomiliśmy się też z sympatycznymi oldbojami z Polski będącymi tu na żeglarskich wakacjach. Jeden z nich, “oszołomiony” (nie tylko) bryzą morską, próbował wydostać się z łodzi na molo i zażył niespodziewanej kąpieli w lodowatym morzu. Kuba pomógł wyłowić nieszczęśnika z wody. Na szczęście tym razem ucierpiał jedynie smartfon.
Dzień VIII Sassnitz – Putgarten, 56 km
Następnego dnia znów plan wczesnego wyjazdu w trasę spalił na panewce. Wygodne łóżko i pyszne, hotelowe śniadanko z widokiem na Bałtyk sprawiły, że klamoty zapakowaliśmy dopiero o 11:00.
Pierwszym punktem programu był Park Narodowy Jasmund, słynący z pięknych lasów i stumetrowych, kredowych klifów. Widoczki były wspaniałe, ale jechało nam się słabo po leśnych ścieżkach i kocich łbach. Sporo czasu zajęło zanim się rozkręciliśmy, ale w końcu zaczęło się pedałować łatwiej. Z Parku Narodowego udaliśmy się na przylądek Arkona – najbardziej wysunięty na północ punkt Rugii. Trasa rowerowa była bardzo fajna – biegłą przez góry i doliny (sporo podjazdów, cholibka), wzdłuż wybrzeża Bałtyku, groblą między jeziorami i przez lasy. Było pięknie i różnorodnie. Czas niestety uciekał nieubłaganie. Do Arkony dotarliśmy dopiero po 19:00. Za późno, żeby zwiedzić dwie znajdujące się tam latarnie morskie i ich tarasy widokowe. Szkoda… Byliśmy dosyć mocno zmęczeni, wieczór był chłodny. Jakoś nie potrafiliśmy sobie wyobrazić noclegu pod namiotem. A najbardziej nie chciało nam się tego namiotu rozstawiać. Wylądowaliśmy więc znów w hotelu, w Putgarten. A co – jak wakacje to wakacje!
Dzień IX Putgarten-Straslund, 82 km
Kolejny dzień był jednym z fajniejszych dni na tym wyjeździe. Bardzo ciekawa, urozmaicona i urokliwa trasa sprawiła, że, nie wiadomo kiedy, przekręciliśmy 80 km (a to, ze względu na towarzystwo Jurka, uważamy za sukces). Jechaliśmy wzdłuż nadmorskich klifów i plaż, po łąkach pełnych maków (to chyba najpiękniejsza polna droga, jaką widziałam) i wzdłuż granicy parku narodowego. Po drodze był też mini-prom, a w kolejce do promu pyszne lody cytrynowe domowej roboty. Dzień zakończyliśmy w Stralsund, uroczym miasteczku z przepiękna starówką, ale o tym będzie w następnym wpisie
Read MoreZłapanie porannego promu na Rugię było nie lada wyzwaniem. Ilse przywitała nas pysznym śniadaniem, ciężko było wstać od stołu i spakować toboły, jeszcze bardziej nie chciało nam się rozstawać z przemiłą gospodynią. Ale mus był ruszać w dalszą trasę. Tym razem prom był zdecydowanie większy. Niepotrzebnie obawiałam się choroby morskiej i łyknęłam aviomarin. Ten medykament ściął mnie z nóg – przysypiałam co chwilę w każdej możliwej pozycji. Jurek na szczęście znalazł rozrywkę w postaci towarzystwa młodej damy pochodzenia chińsko-niemieckiego (imię owej towarzyszki umknęło, zresztą i tak nie byliśmy w stanie wymówić go poprawnie) a następnie, zmęczony konwersacją odpłynął w objęcia Morfeusza razem z matką. W Sassnitz dopadł nas leń – postanowiliśmy już nie ruszać się dalej. Zalogowaliśmy się w pensjonacie, przeszliśmy nadmorską promenadą i spożyliśmy paskudne fish&chips na marinie. Poznakomiliśmy się też z sympatycznymi oldbojami z Polski będącymi tu na żeglarskich wakacjach. Jeden z nich, “oszołomiony” (nie tylko) bryzą morską, próbował wydostać się z łodzi na molo i zażył niespodziewanej kąpieli w lodowatym morzu. Kuba pomógł wyłowić nieszczęśnika z wody. Na szczęście tym razem ucierpiał jedynie smartfon.
Dzień VIII Sassnitz – Putgarten, 56 km
Następnego dnia znów plan wczesnego wyjazdu w trasę spalił na panewce. Wygodne łóżko i pyszne, hotelowe śniadanko z widokiem na Bałtyk sprawiły, że klamoty zapakowaliśmy dopiero o 11:00.
Pierwszym punktem programu był Park Narodowy Jasmund, słynący z pięknych lasów i stumetrowych, kredowych klifów. Widoczki były wspaniałe, ale jechało nam się słabo po leśnych ścieżkach i kocich łbach. Sporo czasu zajęło zanim się rozkręciliśmy, ale w końcu zaczęło się pedałować łatwiej. Z Parku Narodowego udaliśmy się na przylądek Arkona – najbardziej wysunięty na północ punkt Rugii. Trasa rowerowa była bardzo fajna – biegłą przez góry i doliny (sporo podjazdów, cholibka), wzdłuż wybrzeża Bałtyku, groblą między jeziorami i przez lasy. Było pięknie i różnorodnie. Czas niestety uciekał nieubłaganie. Do Arkony dotarliśmy dopiero po 19:00. Za późno, żeby zwiedzić dwie znajdujące się tam latarnie morskie i ich tarasy widokowe. Szkoda… Byliśmy dosyć mocno zmęczeni, wieczór był chłodny. Jakoś nie potrafiliśmy sobie wyobrazić noclegu pod namiotem. A najbardziej nie chciało nam się tego namiotu rozstawiać. Wylądowaliśmy więc znów w hotelu, w Putgarten. A co – jak wakacje to wakacje!
Dzień IX Putgarten-Straslund, 82 km
Kolejny dzień był jednym z fajniejszych dni na tym wyjeździe. Bardzo ciekawa, urozmaicona i urokliwa trasa sprawiła, że, nie wiadomo kiedy, przekręciliśmy 80 km (a to, ze względu na towarzystwo Jurka, uważamy za sukces). Jechaliśmy wzdłuż nadmorskich klifów i plaż, po łąkach pełnych maków (to chyba najpiękniejsza polna droga, jaką widziałam) i wzdłuż granicy parku narodowego. Po drodze był też mini-prom, a w kolejce do promu pyszne lody cytrynowe domowej roboty. Dzień zakończyliśmy w Stralsund, uroczym miasteczku z przepiękna starówką, ale o tym będzie w następnym wpisie