20101020 Katmandu i okolice
Stolica Nepalu to dla mnie najbardziej egzotyczne miasto, jakie do tej pory widziałam. Właściwie to tak sobie wyobrażałam miasta indyjskie. Na ulicach kolorowy tłum. Same ulice wąskie i splątane. Wszędzie gwar, ścisk, chaos, bałagan (żeby nie powiedzieć, pardon, pierdolnik) i śmierdzi. Budynki, jeśli przyjrzeć się każdemu z osobna, nawet ładne. Ale tak ściśnięte, powtykane bez ładu i składu, dodatkowo „przyozdobione” tonami splątanych kabli, miskami, wiadrami, szmatami i śmieciami, że wyglądają jak slumsy. Nad wszystkim unosi się nieznośny kurz. Całe miasto jest umorusane w piachu i pyle. I nie mam pojęcia dlaczego – może po prostu jest brudno?
Starówka – jeszcze bardziej „ściśnięta” i pełna klamotów niż reszta miasta. Niektóre budynki to prawdziwe perełki architektoniczne – stare kamienice z czerwonej cegły, cała stolarka sprawia wrażenie koronkowej – tak misterna to robota. Co z tego, jeśli wszystko straszliwie zaniedbane, prawie się rozlatuje. Za kilka lat pewnie wyburzą i postawią na ich miejsce „koszmarki” w kolorach tęczy z przeznaczeniem na hotele dla turystów (jak to już robili z większą częścią Thamel’a). To w Katmandu utknęłam w najgorszym korku w życiu. Na jednym z rond zrobił się taki zator, że nic – ani samochód, ani riksza, ani motor, ani rower, ani nawet pojedynczy przechodzień nie był w stanie się przecisnąć. Ludzie za to uśmiechnięci, zrelaksowani, wesoło pozdrawiają, zagadują. Lubię to miasto pomimo wszystkich jego wad. Poza tym, to raj zakupowy dla kobiet – jedwabie, paszminy, kaszmiry, srebro, turkusy i kobalt. Nie wiadomo za co łapać 🙂 A i ceny przystępne.
Jesteśmy już w komplecie – Kuba wrócił z kajaków. Ja, niestety, nadal chora, coraz bardziej. Na polecenie męża zostaję się kurować podczas gdy reszta grupy udaje się za zwiedzanie. Ominęła mnie wizyta w Świątyni Małp i w miasteczku Baktapur (średniowieczne, ładne, wspaniała architektura, zakaz ruchu dla samochodów, miasteczko prawie się nie zmieniło od czasów średniowiecza) – pozostaje Wam tylko obejrzeć zdjęcia w galerii, bo chyba nie uda mi się namówić Kuby, żeby coś skrobnął.
Read MoreStarówka – jeszcze bardziej „ściśnięta” i pełna klamotów niż reszta miasta. Niektóre budynki to prawdziwe perełki architektoniczne – stare kamienice z czerwonej cegły, cała stolarka sprawia wrażenie koronkowej – tak misterna to robota. Co z tego, jeśli wszystko straszliwie zaniedbane, prawie się rozlatuje. Za kilka lat pewnie wyburzą i postawią na ich miejsce „koszmarki” w kolorach tęczy z przeznaczeniem na hotele dla turystów (jak to już robili z większą częścią Thamel’a). To w Katmandu utknęłam w najgorszym korku w życiu. Na jednym z rond zrobił się taki zator, że nic – ani samochód, ani riksza, ani motor, ani rower, ani nawet pojedynczy przechodzień nie był w stanie się przecisnąć. Ludzie za to uśmiechnięci, zrelaksowani, wesoło pozdrawiają, zagadują. Lubię to miasto pomimo wszystkich jego wad. Poza tym, to raj zakupowy dla kobiet – jedwabie, paszminy, kaszmiry, srebro, turkusy i kobalt. Nie wiadomo za co łapać 🙂 A i ceny przystępne.
Jesteśmy już w komplecie – Kuba wrócił z kajaków. Ja, niestety, nadal chora, coraz bardziej. Na polecenie męża zostaję się kurować podczas gdy reszta grupy udaje się za zwiedzanie. Ominęła mnie wizyta w Świątyni Małp i w miasteczku Baktapur (średniowieczne, ładne, wspaniała architektura, zakaz ruchu dla samochodów, miasteczko prawie się nie zmieniło od czasów średniowiecza) – pozostaje Wam tylko obejrzeć zdjęcia w galerii, bo chyba nie uda mi się namówić Kuby, żeby coś skrobnął.