20101017 Pokhara
Pokhara to drugie co do wielkości miasto w Nepalu, ale wcale nie przypomina wielkiej aglomeracji. Wygląda jak nadmorski kurort zmiksowany z górskim uzdrowiskiem. Jeziora i lasy otoczone górami, jedna turystyczna promenada, niska zabudowa. Lokujemy się w przyjemnym hoteliku i relaksujemy. Idziemy na obiad do zachodniej knajpy – wreszcie porządny kawał mięcha bez żadnych gnatów, ziemniaczki i prawdziwa, włoska latte. Uwielbiamy lokalne jedzenie, ale naprawdę już potrzebowaliśmy europejskich smaków. Na wieczór mamy w planach zwiedzanie starówki – powstrzymuje nas jednak ulewa. Ja od dwóch dni chodzę z gorączką, kaszlę i mam nieznośny katar – moja pamiątka z Himalajów. Zresztą wszyscy pociągają nieco nosem i pokasłują, jednak ja trzymam się zdecydowanie najgorzej.
Rankiem następnego dnia Kuba jedzie na swoje kajaki. Reszta ekipy udaje się na zwiedzanie Pokhary. Wypożyczamy łódkę i pływamy trochę po jeziorze zwiedzając przy okazji świątynię hinduską na wysepce. Potem wyprawiamy nie do World Peace Pagoda położonej na wzgórzu za jeziorem, skąd widoki są ponoć nieziemskie. Dwugodzinny spacer na wzgórze po prostu nie wykończył – powinnam zostać z moim przeziębieniem w łóżku. Jednak widok z góry był przepiękny – jezioro i położone nad nim miasto. Zwykle widać jeszcze odbijające się w jeziorze, ośnieżone, ośmiotysięczniki. Pogoda jednak popsuła się na dobre i góry były szczelnie zakryte chmurami. Jako bonus dostaliśmy za to okazałą tęczę, która górowała nad miastem 😉 Na wzgórzu, obok pagody jest hotelik z restauracją – zjedliśmy tam obiad z widokiem na Pokharę. I to był błąd – nie dość, że jedzenie przeciętne, to w czasie gdy jedliśmy znów się rozpadało. Schodziliśmy w strugach deszczu, po gliniasto-kamienistej, śliskiej i stromej ścieżce modląc się, żeby nie dopadły nas pijawki, które tylko czekają w takich momentach, żeby zeskoczyć sobie z drzewa na ofiarę. I znów nie dane nam było odwiedzić starówki – uciekliśmy przed deszczem do hotelu. Zresztą i tak zrobiło się już ciemno. Trzeba będzie wrócić do Pokhary 🙂
Read MoreRankiem następnego dnia Kuba jedzie na swoje kajaki. Reszta ekipy udaje się na zwiedzanie Pokhary. Wypożyczamy łódkę i pływamy trochę po jeziorze zwiedzając przy okazji świątynię hinduską na wysepce. Potem wyprawiamy nie do World Peace Pagoda położonej na wzgórzu za jeziorem, skąd widoki są ponoć nieziemskie. Dwugodzinny spacer na wzgórze po prostu nie wykończył – powinnam zostać z moim przeziębieniem w łóżku. Jednak widok z góry był przepiękny – jezioro i położone nad nim miasto. Zwykle widać jeszcze odbijające się w jeziorze, ośnieżone, ośmiotysięczniki. Pogoda jednak popsuła się na dobre i góry były szczelnie zakryte chmurami. Jako bonus dostaliśmy za to okazałą tęczę, która górowała nad miastem 😉 Na wzgórzu, obok pagody jest hotelik z restauracją – zjedliśmy tam obiad z widokiem na Pokharę. I to był błąd – nie dość, że jedzenie przeciętne, to w czasie gdy jedliśmy znów się rozpadało. Schodziliśmy w strugach deszczu, po gliniasto-kamienistej, śliskiej i stromej ścieżce modląc się, żeby nie dopadły nas pijawki, które tylko czekają w takich momentach, żeby zeskoczyć sobie z drzewa na ofiarę. I znów nie dane nam było odwiedzić starówki – uciekliśmy przed deszczem do hotelu. Zresztą i tak zrobiło się już ciemno. Trzeba będzie wrócić do Pokhary 🙂