20101015 do Beni
Za Muktinath szlak robi się niefajny – wiedzie piaszczystą drogą, po której „śmigają” jeepy i autobusy z turystami i lokalsami. Potworny kurz, widoki przeciętne. Postanawiamy więc zjechać i wykorzystać lepiej czas, który został nam w Nepalu. W planach mamy zwiedzanie Pokhary i Katmandu, kurs kajakowy (Kuba) i wyprawę do Parku Narodowego Chitwan (reszta). Najpierw jednak trzeba dostać się do cywilizacji. To wcale niedaleko, jakieś 80 km… Ale jedziemy cały dzień. Trzy razy zmieniamy środki lokomocji – najpierw jeep, potem rozklekotane autobusy. Zmieniamy, dlatego, że niektóre odcinki są nieprzejezdne (na przykład most na rzece jest, ale tylko drewniany, wiszący). Droga z początku nieznośna – straszliwy kurz. W aucie trudno wytrzymać, nie można oddychać, pył włazi dosłownie wszędzie.
Współczujemy tym, co idą na piechotę i mamy wyrzuty sumienia, że jedziemy i wzniecamy jeszcze większe tumany kurzu. Potem pył i piach zmieniają się w błoto. Jedziemy teraz osuwiskami (monsun w tym roku trwał długo i skończył się dosłownie przed naszym przyjazdem), nad przepaściami. Autobus co chwilę w takim przechyle, że nie mogę uwierzyć, że jeszcze się nie przewrócił na bok. Teraz to ja zazdroszczę, tym co idą – może uda im się zachować żywot (bo ja w tej metalowej puszce mam małe szanse). Czasem wszyscy pasażerowie muszą wyjść z autobusu – droga na tyle obsunięta, że lepiej ograniczyć obciążenie. Koła przejeżdżają już praktycznie w powietrzu, nad przepaścią – jest tak wąsko. W pewnym momencie, na wąskim odcinku wszyscy (łącznie z kierowcą) przesuwają się na lewą stronę zwiększając i tak ogromny już przechył, gapią się przez okno. Okazuje się, że wypatrują wraka jeepa, który zleciał tutaj wczoraj… Nikt jednak niczego nie dojrzał i wszyscy wreszcie wracają na miejsca (ale przechył niewiele się zmniejsza). Lokalsi wsiadają i wysiadają w biegu – autobus jedzie tak wolno, że nie ma sensu się zatrzymywać. Co chwila jedziemy a to z kózką, a to z kurą, a to z workiem, z którego broka krew… W powietrzu unosi się cała gama zapachów… Po 10 godzinach takiej jazdy ja mam dość fizycznie i psychicznie – bolą mnie wszystkie mięśnie od kurczowego trzymania się wszelakich części pojazdu, żeby z niego nie wypaść, mam obity tyłek od ciągłego podskakiwania na wertepach i naprawdę nie mogę już patrzeć na te wszystkie urwiska i przepaści. Tego dnia nie udaje nam się dojechać do Pokhary. Nocujemy w Beni – ostatnim przystanku na trasie dookoła Annapurny.
Read MoreWspółczujemy tym, co idą na piechotę i mamy wyrzuty sumienia, że jedziemy i wzniecamy jeszcze większe tumany kurzu. Potem pył i piach zmieniają się w błoto. Jedziemy teraz osuwiskami (monsun w tym roku trwał długo i skończył się dosłownie przed naszym przyjazdem), nad przepaściami. Autobus co chwilę w takim przechyle, że nie mogę uwierzyć, że jeszcze się nie przewrócił na bok. Teraz to ja zazdroszczę, tym co idą – może uda im się zachować żywot (bo ja w tej metalowej puszce mam małe szanse). Czasem wszyscy pasażerowie muszą wyjść z autobusu – droga na tyle obsunięta, że lepiej ograniczyć obciążenie. Koła przejeżdżają już praktycznie w powietrzu, nad przepaścią – jest tak wąsko. W pewnym momencie, na wąskim odcinku wszyscy (łącznie z kierowcą) przesuwają się na lewą stronę zwiększając i tak ogromny już przechył, gapią się przez okno. Okazuje się, że wypatrują wraka jeepa, który zleciał tutaj wczoraj… Nikt jednak niczego nie dojrzał i wszyscy wreszcie wracają na miejsca (ale przechył niewiele się zmniejsza). Lokalsi wsiadają i wysiadają w biegu – autobus jedzie tak wolno, że nie ma sensu się zatrzymywać. Co chwila jedziemy a to z kózką, a to z kurą, a to z workiem, z którego broka krew… W powietrzu unosi się cała gama zapachów… Po 10 godzinach takiej jazdy ja mam dość fizycznie i psychicznie – bolą mnie wszystkie mięśnie od kurczowego trzymania się wszelakich części pojazdu, żeby z niego nie wypaść, mam obity tyłek od ciągłego podskakiwania na wertepach i naprawdę nie mogę już patrzeć na te wszystkie urwiska i przepaści. Tego dnia nie udaje nam się dojechać do Pokhary. Nocujemy w Beni – ostatnim przystanku na trasie dookoła Annapurny.