20101008 do Chame
Postanowiliśmy się rozdzielić – Hania z Kamilem mają iść szybciej (i dłużej) – chcą zrobić wycieczkę aklimatyzacyjną do pięknego, ponoć, jeziora Tilicho. My zostajemy z Anią i luzujemy. Robimy sobie dzień odpoczynku – mamy dziś dotrzeć tylko do Chame (3 godziny marszu). Wstajemy późno, leniwie jemy śniadanie i wyruszamy koło 10 rano. Dzisiejszy dzień to bardziej spacer niż trekking – idziemy powoli, prawie cały czas po płaskim, gadamy. W pewnym momencie ktoś zagaduje do nas po polsku – to Śmiałek Andrzej dzielny motocyklista z Krakowa. Pokonał na motocyklu prawie dokładnie naszą trasę. Z tym, że był jeszcze w Pakistanie i Indiach – przejechał Karakorum highway. Okazuje się, że po drodze zapoznał się (i jakiś czas podróżował wspólnie) z poznanymi przez nas w Uzbekistanie Anią i Robertem zmierzającym na rowerach ku-słońcu oraz ekipie chłopaków z No Experience Expedition (o nich dowiedzieliśmy się z opowieści Andrzeja, chłopaki prowadzą ciekawego i zabawnego bloga – polecamy!).
Z Andrzejem trochę wspólnie łaziliśmy (ale nie za długo, gdyż kondycją i doświadczeniem górskim bił nas na głowę) i mieliśmy spotkać się jeszcze kilkakrotnie podczas naszego pobytu w Nepalu. To świetny kompan z mnóstwem historii do opowiedzenia. Ten dzień spędziliśmy wspólnie relaksując się w Chame. Chcieliśmy wykąpać się w słynnych, gorących źródłach. Jedno, oficjalne ujęcie znajduje się w centrum wioski – jest tam zbudowany mini-basenik z betonu. Pełno tam turystów, ale wszyscy odchodzą z kwitkiem – panuje nieopisany syf i nikomu nie chce się w takim miejscu kąpać. W okolicy powinny być jeszcze jedne źródła – „dzikie” i podobno czyste. Nie udaje nam się ich jednak znaleźć. Nie psuje nam to humorów. Spędzamy miły wieczór zacieśniając znajomość kilkoma osobami, które codziennie mijamy po drodze – wąsatym Amerykaninem, dwoma Hiszpanami, Singapurką Jun i Nowozelandką Liann. Ania nadal ma problemy z kolanem. Dogaduje się z Liann (która chodzi z przewodnikiem i tragarzem), że odda trochę swoich rzeczy jej tragarzowi. Chłopak (młody, sympatyczny Nepalczyk) jest przeszczęśliwy – w końcu przez kilka dni będzie pracował za podwójną stawkę, a w porównaniu do innych tragarzy jego „ładunek” jest bardzo mały.
Read MoreZ Andrzejem trochę wspólnie łaziliśmy (ale nie za długo, gdyż kondycją i doświadczeniem górskim bił nas na głowę) i mieliśmy spotkać się jeszcze kilkakrotnie podczas naszego pobytu w Nepalu. To świetny kompan z mnóstwem historii do opowiedzenia. Ten dzień spędziliśmy wspólnie relaksując się w Chame. Chcieliśmy wykąpać się w słynnych, gorących źródłach. Jedno, oficjalne ujęcie znajduje się w centrum wioski – jest tam zbudowany mini-basenik z betonu. Pełno tam turystów, ale wszyscy odchodzą z kwitkiem – panuje nieopisany syf i nikomu nie chce się w takim miejscu kąpać. W okolicy powinny być jeszcze jedne źródła – „dzikie” i podobno czyste. Nie udaje nam się ich jednak znaleźć. Nie psuje nam to humorów. Spędzamy miły wieczór zacieśniając znajomość kilkoma osobami, które codziennie mijamy po drodze – wąsatym Amerykaninem, dwoma Hiszpanami, Singapurką Jun i Nowozelandką Liann. Ania nadal ma problemy z kolanem. Dogaduje się z Liann (która chodzi z przewodnikiem i tragarzem), że odda trochę swoich rzeczy jej tragarzowi. Chłopak (młody, sympatyczny Nepalczyk) jest przeszczęśliwy – w końcu przez kilka dni będzie pracował za podwójną stawkę, a w porównaniu do innych tragarzy jego „ładunek” jest bardzo mały.