20101006 do Tal
Annapurna circuit nazywany jest szlakiem coca-coli. Malkontenci twierdzą, że komercja i tłum. A nam się podoba. Jakoś tak odziennie nam się udaje być samymi na szlaku. Mamy na to patent. Większość turystów (z porterami i przewodnikami, którzy są zupełnie niepotrzebni, bo tam nie da się zgubić) wychodzi na trasę koło 7 rano i idzie opk. 4-5 godzin. Potem zasłużony odpoczynek. My staraliśmy się pokonywać 1,5 – 2 dniowe odcinki. Wyruszaliśmy wcześnie, na dzień dobry wyprzedzaliśmy większość turystów i potem już mieliśmy całe Himalaje dla nas 😉 A jeśli planowaliśmy „restowy” dzień, wychodziliśmy po prostu duuużo później i puszczaliśmy tłumy przodem.
Trasa jest wspaniała i bardzo zróżnicowana. Startujemy na wysokości 800 m. a najwyższy punkt, przełęcz Thorung La, znajduje się na 5400 m! Krajobraz (i pory roku) zmieniają się wraz że wzrostem wysokości. Zaczynamy w upalnym lecie tropików – przedostajemy się przez dżunglę, psioczymy na pola ryżowe (strasznie tam mokro i błoto, cali jesteśmy usmarowani), upał i wilgoć.
Tego dnia, po koszmarnym, stromym, piaszczystym i dłuugim podejściu spotkała nas miła niespodzianka. Piękny wodospad tuż przy trasie! Kąpiel w nim to frajda i ulga dla spoconego i udręczonego ciężarem plecaka i upałem wędrowca 🙂 Przy okazji zainspirowaliśmy kilka innych grup turystów, którzy radośnie wykąpali się razem z nami. Potem zjedliśmy obiadek knajpie przy kolejnym wodospadzie ten był po drugiej stronie rzeki, zdecydowanie większy i spektakularny) i ruszyliśmy w dalszą drogę podczas gdy normalni turyści udali się na odpoczynek do swoich pokoi.
Dzisiejsza trasa była trudna (dużo podejść) i długa. Wszyscy dostali w kość i znów dotarliśmy do miejsca noclegowego po ciemku. Ania zaczęła mieć problem z kolanem – niedługo przed wyjazdem miała kontuzję i przeszła rehabilitację. A jutro znów planujemy „przedłużony” odcinek:)
Read MoreTrasa jest wspaniała i bardzo zróżnicowana. Startujemy na wysokości 800 m. a najwyższy punkt, przełęcz Thorung La, znajduje się na 5400 m! Krajobraz (i pory roku) zmieniają się wraz że wzrostem wysokości. Zaczynamy w upalnym lecie tropików – przedostajemy się przez dżunglę, psioczymy na pola ryżowe (strasznie tam mokro i błoto, cali jesteśmy usmarowani), upał i wilgoć.
Tego dnia, po koszmarnym, stromym, piaszczystym i dłuugim podejściu spotkała nas miła niespodzianka. Piękny wodospad tuż przy trasie! Kąpiel w nim to frajda i ulga dla spoconego i udręczonego ciężarem plecaka i upałem wędrowca 🙂 Przy okazji zainspirowaliśmy kilka innych grup turystów, którzy radośnie wykąpali się razem z nami. Potem zjedliśmy obiadek knajpie przy kolejnym wodospadzie ten był po drugiej stronie rzeki, zdecydowanie większy i spektakularny) i ruszyliśmy w dalszą drogę podczas gdy normalni turyści udali się na odpoczynek do swoich pokoi.
Dzisiejsza trasa była trudna (dużo podejść) i długa. Wszyscy dostali w kość i znów dotarliśmy do miejsca noclegowego po ciemku. Ania zaczęła mieć problem z kolanem – niedługo przed wyjazdem miała kontuzję i przeszła rehabilitację. A jutro znów planujemy „przedłużony” odcinek:)