20101005 do Bahundanda
Następnego dnia docieramy wreszcie do Besi Sahar. Okazuje się przy okazji, że autobus jeździ jeszcze kilka wiosek dalej, aż do Bhulbhule. Trzeba się tylko przesiadać – autobusy, lub jeepy, kursują wahadłowo na krótkich odcinkach pomiędzy jednym a drugim (nieprzejezdnym) przełomem rzeki Marsyandi. Postanowiliśmy iść na piechotę, ale nie była to przyjemna trasa – zakurzona droga, pył i upał. Niewygody wynagradzały widoki – wspaniała dolina Marsyandi, lasy bambusowe, palmy bananowe, przepiękne tarasy i pola ryżowe. Na pierwszy nocleg na trasie (jakieś 200 m. przed przełęczą, która była tego dnia naszym celem) docieramy już po zmroku. Śpimy w malutkim tea-housie usytuowanym przed wioską.. Pokoiki przypominają stodołę – są ciemne, warunki spartańskie, ale czysto. Podoba nam się, że jesteśmy jedynymi gośćmi. Częstujemy domowników kabanosami (są zachwyceni), trochę gadamy, ale szybko idziemy spać. Następnego dnia chcemy pokonać dwa odcinki trasy.
Read More