20090122 Marrakesh
Ostatnie dwa dni spędziliśmy na zwiedzaniu Marrakeszu – łaziliśmy po Medynie, podglądaliśmy Zycie na placu (można tam kupić i zobaczyć wszystko: przyprawy, marokańskie specjały głowa barana i ślimaki gotowane w skorupkach w wielkich garach), zioła, świeżo wyciskane soki, ubrania, biżuterie, torby, buty, szachy, meble i co tylko sobie człowiek zamarzy. Plac tętni życiem – to miejsce spotkań miejscowych i turystów. To tu zbierają się uliczni artyści, adepci czarnej magii, żebracy. Musieliśmy poczekać na Maje i Sebastiana, którzy utknęli w drodze powrotnej z pustyni – wszystkie drogi prowadzące przez góry były nieprzejezdne, musieli wiec nadłożyć 800 km i dostać się do Marrakeszu od strony wybrzeża. Czekając na nich znaleźliśmy przyjemny i tani hotelik nieopodal placu i zjedliśmy królewski obiad w dobrej restauracji. Wieczorem, już w komplecie, wybraliśmy się na zakupy i wznieśliśmy na wyżyny targowania.
Wszystko co dobre szybko się kończy. następnego ranka pojechaliśmy na lotnisko i polecieliśmy do Londynu. Tak skończyła się nasza marokańska przygoda. Wielu rzeczy nie udało nam się zobaczyć, najwyższy szczyt Atlasu pozostał niezdobyty – musimy tam jeszcze kiedyś wrócić
Read MoreWszystko co dobre szybko się kończy. następnego ranka pojechaliśmy na lotnisko i polecieliśmy do Londynu. Tak skończyła się nasza marokańska przygoda. Wielu rzeczy nie udało nam się zobaczyć, najwyższy szczyt Atlasu pozostał niezdobyty – musimy tam jeszcze kiedyś wrócić