20101124 Mabul
Bladym świtem docieramy do Semporny – miasteczka wypadowego na pobliskie wyspy. Nie jest to raj na ziemi – po ulicach biegają szczury i karaluchy-giganty. Każdy zatrzymuje się tu właściwie tylko po to, żeby załatwić sobie łódkę i nurkowanie na okolicznych wyspach. My też.
Jeszcze w autobusie poznajemy Adę i Stevena – postanawiamy trzymać się razem. Nasi znajomi nie załatwili sobie nurkowania z wyprzedzeniem i okazuje się, że nie będą mogli nurkować na Sipadanie – nie ma już miejsc. Zabierają się jednak z nami na wyspę Mabul – chcą trochę odpocząć i, być może, ponurkować w innych lokalizacjach.
Mabul jest ciekawą wyspą. Nasze centrum nurkowe ma bazę w tradycyjnych drewnianych domkach na palach ustawionych w wodzie. Pod stopami drewniana podłoga, przez którą prześwituje i chlupoce turkusowa woda. Bardzo nam się tu podoba. Jest bardzo i skromnie, ale czysto i przyjemnie. No i to mieszkanie na wodzie – wypas.
Pobliska wioska również cała jest zbudowana na palach. Ulice tutaj to takie wąskie „mola” – niektóre że spróchniałych desek, ledwo się utrzymują nad powierzchnią wody. Na tych „molach” wre życie – dzieciaki biegają, bawią się i co chwila wskakują do wody, kobiety piorą i gotują, rybacy łatają sieci. Możnaby Łazić między domami gapić się godzinami.
Szokuje liczba dzieciaków – wydaje się że na każda rodzinę przypada co najmniej dziesięcioro. Bawią się, połowę czasu spędzając w wodzie. Biegają na golasa, dryfują na kawałkach styropianu i jak wszystkie dzieci uśmiechają się od ucha do ucha, krzycząc „picutre” albo „foto”.
Po przybyciu wrzucamy nasze klamoty do pokoju wypływamy na nurkowanie. Mamy dwójkę instruktorów – Seana i Monikę. Obydwoje są że Stanów, od kilku lat w podróży. Co jakiś czas zatrzymują się w różnych miejscach na świecie, żeby zarobić nurkując, a potem ruszają w dalszą drogę. Nie ma co – fajny sposób na tanie podróżowanie.
Nurkowanie oczywiście jest świetne – mnóstwo żółwi i rekinów. Można też zwiedzić zatopioną wioskę – w ruinach domów spotkaliśmy największą rybę, jaką w życiu widzieliśmy (nie wiemy oczywiście jak się nazywa, ale była naprawdę wieeeelka – pękata, rozmiarów dwóch Kubusiów, a do tego srebrno – żółta). Jesteśmy zachwyceni!
P.S. Po przeszukaniu atlasów ryb – przypomniało nam się że to jest Grouper
Read MoreJeszcze w autobusie poznajemy Adę i Stevena – postanawiamy trzymać się razem. Nasi znajomi nie załatwili sobie nurkowania z wyprzedzeniem i okazuje się, że nie będą mogli nurkować na Sipadanie – nie ma już miejsc. Zabierają się jednak z nami na wyspę Mabul – chcą trochę odpocząć i, być może, ponurkować w innych lokalizacjach.
Mabul jest ciekawą wyspą. Nasze centrum nurkowe ma bazę w tradycyjnych drewnianych domkach na palach ustawionych w wodzie. Pod stopami drewniana podłoga, przez którą prześwituje i chlupoce turkusowa woda. Bardzo nam się tu podoba. Jest bardzo i skromnie, ale czysto i przyjemnie. No i to mieszkanie na wodzie – wypas.
Pobliska wioska również cała jest zbudowana na palach. Ulice tutaj to takie wąskie „mola” – niektóre że spróchniałych desek, ledwo się utrzymują nad powierzchnią wody. Na tych „molach” wre życie – dzieciaki biegają, bawią się i co chwila wskakują do wody, kobiety piorą i gotują, rybacy łatają sieci. Możnaby Łazić między domami gapić się godzinami.
Szokuje liczba dzieciaków – wydaje się że na każda rodzinę przypada co najmniej dziesięcioro. Bawią się, połowę czasu spędzając w wodzie. Biegają na golasa, dryfują na kawałkach styropianu i jak wszystkie dzieci uśmiechają się od ucha do ucha, krzycząc „picutre” albo „foto”.
Po przybyciu wrzucamy nasze klamoty do pokoju wypływamy na nurkowanie. Mamy dwójkę instruktorów – Seana i Monikę. Obydwoje są że Stanów, od kilku lat w podróży. Co jakiś czas zatrzymują się w różnych miejscach na świecie, żeby zarobić nurkując, a potem ruszają w dalszą drogę. Nie ma co – fajny sposób na tanie podróżowanie.
Nurkowanie oczywiście jest świetne – mnóstwo żółwi i rekinów. Można też zwiedzić zatopioną wioskę – w ruinach domów spotkaliśmy największą rybę, jaką w życiu widzieliśmy (nie wiemy oczywiście jak się nazywa, ale była naprawdę wieeeelka – pękata, rozmiarów dwóch Kubusiów, a do tego srebrno – żółta). Jesteśmy zachwyceni!
P.S. Po przeszukaniu atlasów ryb – przypomniało nam się że to jest Grouper