20110516 San Jose
Stolica Kostaryki nie powala na kolana – ot, kolejne miasto Ameryki Centralnej. W centrum kilka płacy, trochę kolonialnych (lub wyglądających na kolonialne) budynków, kilka ulic zamieniono na deptaki. Podobno nocą jest tu niebezpiecznie. Fakt, większość domów w centrum wygląda jak fortece – wysokie mury dodatkowo uzbrojone są jeszcze w druty kolczaste. Docieramy do miasta już grubo po zmierzchu, więc decydujemy się wziąć taksówkę do hostelu, mimo że to dość blisko.
Po drodze mijamy szemrane uliczki, grupki kolesi szukających zaczepki, panienki lekkich obyczajów – najstarszy zawód świata jest w Kostaryce legalny. Nasz hostel z ulicy bardziej przypomina więzienie – oprócz drutów kolczastych jest tu jeszcze metalowa brama, którą obsługuje wartownik, na zewnątrz budynku zamontowano kilka kamer. Strach się bać. Wewnątrz za to całkiem przyjemnie – mały basenik z leżakami, oszklona restauracja na dachu i pokój kinowy z wielką plazmą. Szkoda, że nie mamy czasu z tych atrakcji korzystać. Spędzamy tu półtora dnia, spacerujemy po mieście, spotykamy sympatyczną parę Polaków z Warszawy (są tu teraz na wakacjach, ale kiedyś mieszkali w San Jose przez 5 lat, pracowali w ambasadzie i poznali Kingę i Szopena podczas ich podróży, użyczyli im nawet ambasadowego trawnika pod namiot 🙂
Z ciekawostek – 3 dni przed naszym przyjazdem miasto nawiedziło trzęsienie ziemi. Ale to tutaj normalka. Nie widać żadnych zniszczeń – budynki są przystosowane, żeby przetrwać wstrząsy.
Read MorePo drodze mijamy szemrane uliczki, grupki kolesi szukających zaczepki, panienki lekkich obyczajów – najstarszy zawód świata jest w Kostaryce legalny. Nasz hostel z ulicy bardziej przypomina więzienie – oprócz drutów kolczastych jest tu jeszcze metalowa brama, którą obsługuje wartownik, na zewnątrz budynku zamontowano kilka kamer. Strach się bać. Wewnątrz za to całkiem przyjemnie – mały basenik z leżakami, oszklona restauracja na dachu i pokój kinowy z wielką plazmą. Szkoda, że nie mamy czasu z tych atrakcji korzystać. Spędzamy tu półtora dnia, spacerujemy po mieście, spotykamy sympatyczną parę Polaków z Warszawy (są tu teraz na wakacjach, ale kiedyś mieszkali w San Jose przez 5 lat, pracowali w ambasadzie i poznali Kingę i Szopena podczas ich podróży, użyczyli im nawet ambasadowego trawnika pod namiot 🙂
Z ciekawostek – 3 dni przed naszym przyjazdem miasto nawiedziło trzęsienie ziemi. Ale to tutaj normalka. Nie widać żadnych zniszczeń – budynki są przystosowane, żeby przetrwać wstrząsy.