20110526 Pacaya
Antigua to nie tylko urocze miasteczko. Jest również bazą wypadową dla chętnych wrażeń związanych że zdobywaniem wulkanów. My upatrzyliśmy sobie jeden – Pacaya, wcale nie najwyższy, za to aktywny, plujący kamieniami i sączący lawę. Na wulkan wchodzi się tylko z przewodnikiem (bo lawa, gorąco i niebezpiecznie – można sobie przypalić podeszwy 🙂 Najpierw zdobywa się szczyt (ponad 2200 m.) a potem schodzi do krateru. Jeśli szczęście dopisze, to można zobaczyć płynącą lawę. Jeśli nie dopisze – tylko zastygnięte (za to jeszcze ciepłe) strumienie lawy, księżycowy krajobraz na zboczach wulkanu oraz piękny widok na Antiguę że szlaku.
Nam szczęście nie dopisało na całej linii. Głównie dlatego, że na rok przed naszym przyjazdem zaprzestano wprowadzania turystów na szczyt wulkanu i do krateru (podobno coś tam wybuchło, ktoś dostał kamieniem – nie wiadomo dokładnie o co chodzi). O tym drobnym fakcie jednak żadna z agencji przewodnickich nie informuje – po prostu na miejscu dowiadujesz się, że ekspedycja na wulkan to w rzeczywistości spacerek odrobinę powyżej linii lasu. Ot, tyle, żeby zobaczyć kawałek „Mordoru”, kilka ciepłych kamieni i dymiący żwir. W dodatku widoków że szlaku praktycznie nie było – zbyt wilgotno niżej, gęsta mgłą wyżej… „Letko” się rozczarowaliśmy i wkurzyliśmy, ale i tak nadal lubimy Gwatemalę.
Do wulkanów nie mamy szczęścia – ani na Filipinach, ani w Panamie, ani w Gwatemali. Trzeba się będzie wybrać na Hawaje albo do Indonezji
Read MoreNam szczęście nie dopisało na całej linii. Głównie dlatego, że na rok przed naszym przyjazdem zaprzestano wprowadzania turystów na szczyt wulkanu i do krateru (podobno coś tam wybuchło, ktoś dostał kamieniem – nie wiadomo dokładnie o co chodzi). O tym drobnym fakcie jednak żadna z agencji przewodnickich nie informuje – po prostu na miejscu dowiadujesz się, że ekspedycja na wulkan to w rzeczywistości spacerek odrobinę powyżej linii lasu. Ot, tyle, żeby zobaczyć kawałek „Mordoru”, kilka ciepłych kamieni i dymiący żwir. W dodatku widoków że szlaku praktycznie nie było – zbyt wilgotno niżej, gęsta mgłą wyżej… „Letko” się rozczarowaliśmy i wkurzyliśmy, ale i tak nadal lubimy Gwatemalę.
Do wulkanów nie mamy szczęścia – ani na Filipinach, ani w Panamie, ani w Gwatemali. Trzeba się będzie wybrać na Hawaje albo do Indonezji