20101112 Island Hoping
Meldujemy się z El Nido – maleńkiego miasteczka na północnym krańcu wyspy Palawan (filipińskiego końca świata). Robimy tu kurs nurkowania i rozkoszujemy się wspaniałymi widokami nad- i pod-wodnymi. Dotarliśmy tu z Puerto Princesa, stolicy regionu – jednego z najmniej ciekawych miast, jakie do tej pory odwiedziliśmy. Jedyna atrakcja, jaką tam sobie zafundowaliśmy to słynny, filipiński przysmak – lechon (pieczone na ogniu z dodatkiem ziół młode prosię). Nie żeby to była specjalność Puerto Princesa – w większości filipińskich miast po zmroku pojawiają się przewoźne stoiska z przepysznym prosiakiem.
Sprzedawca odrąbuje maczetą wybrany kawałek, sieka go na mniejsze i ładuje do reklamówki. Potem zjada się ten specjał łapami, na ławce w parku na przykład, świniąc wszystko dookoła. My spożyliśmy naszego lechona z ryżem i ananasem, ale zdecydowanie lepszy byłby z polskim, razowym chlebkiem i musztardą lub chrzanem.
W drodze z Puerto Princesa do El Nido poznaliśmy dwóch Słowaków i dwóch eRPeAńczyków – trzymaliśmy się z nimi przez kilka dni. Chłopaki okazali się świetnymi kompanami. Mimo, że Słowacy byli od nas jakieś 10 i 30 lat starsi, a eRPeAńczycy o połowę młodsi świetnie się wszyscy dogadywaliśmy. Mieszkaliśmy w jednym pokoju i wybraliśmy się razem po objazd łodzią po okolicznych wyspach. Ta wycieczka, to jedna z fajniejszych atrakcji naszego wyjazdu. Wspaniałe plaże, czyściutka, lazurowa woda, kolorowe ryby, duuużo pływania i snorklowania oraz drinki z palemką i sok prosto z kokosa.
Oczywiście nurkowanie to też nie lada frajda – bardzo nam się podoba i (podobno – tak twierdzi nasz instruktor) dobrze nam wychodzi. Niestety, nie ma żadnych zdjęć podwodnego świata, bo nasz aparat jest za cienki na takie warunki – działa tylko do 3 metrów pod wodą. A szkoda, bo obfitość najdziwniejszych wodnych stworzeń, ślimaków i bajecznie kolorowych ryb (również tych śmiertelnie jadowitych) jest tu zadziwiająca
Read MoreSprzedawca odrąbuje maczetą wybrany kawałek, sieka go na mniejsze i ładuje do reklamówki. Potem zjada się ten specjał łapami, na ławce w parku na przykład, świniąc wszystko dookoła. My spożyliśmy naszego lechona z ryżem i ananasem, ale zdecydowanie lepszy byłby z polskim, razowym chlebkiem i musztardą lub chrzanem.
W drodze z Puerto Princesa do El Nido poznaliśmy dwóch Słowaków i dwóch eRPeAńczyków – trzymaliśmy się z nimi przez kilka dni. Chłopaki okazali się świetnymi kompanami. Mimo, że Słowacy byli od nas jakieś 10 i 30 lat starsi, a eRPeAńczycy o połowę młodsi świetnie się wszyscy dogadywaliśmy. Mieszkaliśmy w jednym pokoju i wybraliśmy się razem po objazd łodzią po okolicznych wyspach. Ta wycieczka, to jedna z fajniejszych atrakcji naszego wyjazdu. Wspaniałe plaże, czyściutka, lazurowa woda, kolorowe ryby, duuużo pływania i snorklowania oraz drinki z palemką i sok prosto z kokosa.
Oczywiście nurkowanie to też nie lada frajda – bardzo nam się podoba i (podobno – tak twierdzi nasz instruktor) dobrze nam wychodzi. Niestety, nie ma żadnych zdjęć podwodnego świata, bo nasz aparat jest za cienki na takie warunki – działa tylko do 3 metrów pod wodą. A szkoda, bo obfitość najdziwniejszych wodnych stworzeń, ślimaków i bajecznie kolorowych ryb (również tych śmiertelnie jadowitych) jest tu zadziwiająca