20101104 Wyspa Mindoro
Jedziemy zwiedzać Filipiny! Nasz plan: ruszamy na południe – przez Mindoro i Boracay na Palawan. Na Filipinach transport publiczny między wyspami to tak zwane ro-ro (skrót od angielskiego roll on – roll off. Wsiada się w autobus, który dowozi cię do promu, promem płynie się na kolejną wyspę, a tam na nabrzeżu już czeka kolejny autobus. My jedziemy takim oszukanym ro-ro, bo nie wykupujemy biletu do miejsca docelowego. Po pierwsze – wychodzi taniej, a po drugie – można się zatrzymać po drodze, żeby pozwiedzać. Nasz pierwszy przystanek to wyspa Mindoro.
Przybijamy do Puerto Galera – maleńkiego, malowniczego miasteczka. Niewiele tu do roboty – można nurkować (my zamierzamy zrobić kurs na Boracay lub na Palawanie), lub snorklować. Niestety, rafy koralowe w pobliżu wyspy są zniszczone, żeby coś zobaczyć trzeba wyczarterować łódkę. Nie mamy ani czasu ani pieniędzy. Zaliczamy więc tylko przejażdżkę tricyklem, rozbijamy namiot na plaży i delektujemy się szumem morza. Następny dzień – znów cały w drodze. Jeepney’em (Kuba na dachu) i busikiem jedziemy do Roxas – stamtąd mamy mieć prom w pobliże Boracay’u, ale to dopiero następnego dnia. Nocleg znajdujemy na… terminalu promowym. Wypas – czysto, internet, prysznic, woda do picia – wszystko, czego nam trzeba. Jedyny mankament – komary. Rozbijamy więc nasz namiocik (samą sypialnię, bez tropiku) wśród pasażerów oczekujących na prom. Nie zwracając uwagi na poruszenie jakie wywołały nasze poczynania chowamy się do środka – wreszcie można uzupełnić wpisy na bloga 😉
Podsumowując, Mindoro to urocza wysepka, ale niewiele tam ciekawostek – ot, świetna baza wypadowa w inne części Filipin. Jest to też najbliższa wyspa i miejsce wypoczynkowe dla Manili.
Read MorePrzybijamy do Puerto Galera – maleńkiego, malowniczego miasteczka. Niewiele tu do roboty – można nurkować (my zamierzamy zrobić kurs na Boracay lub na Palawanie), lub snorklować. Niestety, rafy koralowe w pobliżu wyspy są zniszczone, żeby coś zobaczyć trzeba wyczarterować łódkę. Nie mamy ani czasu ani pieniędzy. Zaliczamy więc tylko przejażdżkę tricyklem, rozbijamy namiot na plaży i delektujemy się szumem morza. Następny dzień – znów cały w drodze. Jeepney’em (Kuba na dachu) i busikiem jedziemy do Roxas – stamtąd mamy mieć prom w pobliże Boracay’u, ale to dopiero następnego dnia. Nocleg znajdujemy na… terminalu promowym. Wypas – czysto, internet, prysznic, woda do picia – wszystko, czego nam trzeba. Jedyny mankament – komary. Rozbijamy więc nasz namiocik (samą sypialnię, bez tropiku) wśród pasażerów oczekujących na prom. Nie zwracając uwagi na poruszenie jakie wywołały nasze poczynania chowamy się do środka – wreszcie można uzupełnić wpisy na bloga 😉
Podsumowując, Mindoro to urocza wysepka, ale niewiele tam ciekawostek – ot, świetna baza wypadowa w inne części Filipin. Jest to też najbliższa wyspa i miejsce wypoczynkowe dla Manili.