20140930 Ulincjij i Velika Plaza
Czyli w wolnym tłumaczeniu “Wielka plaża”. A i owszem, spora – jakieś 12 km drobniutkiego i miłego piaseczku. Największa, hm…. jedyna właściwie, plaża piaszczysta w Czarnogórze. Daleko jej do pięknych, polskich bałtyckich plaż z białym piaskiem (tutaj piach raczej szarawy), ale my jesteśmy zachwyceni. Nareszcie jest wypoczynek nad morzem! Słodkie lenistwo, nicnierobienie, opalanie, pływanie i ta cudowna pogoda: słońce, sucho i upał. A woda ma temperaturę zupy, bynajmniej nie chłodnika. W bonusie płytka woda po horyzont – specjalnie dla Jurka, który jednak urokami plażowania cieszy się umiarkowanie, żeby nie powiedzieć – gardzi (wdało się dziecko w rodziców). Dobrze, że na kempingu jest plac zabaw – to tam nasze dziecko spędza najchętniej czas.
Mieszkamy na fajnym kempingu poleconym przez parę emerytowanych Niemców-kamperowców spotkanych jeszcze w Bośni. Kemping pięknie położony częściowo na plaży, częściowo w lesie, czysty, z dobrą infrastrukturą. I co najważniejsze – tu już po sezonie. Znaczy się cisza, spokój, plaża praktycznie cała dla nas (nie licząc kilkorga leciwych kamperowców z Europy zachodniej). Sąsiadami okazują się Polacy (sympatyczna para emerytowanych nauczycieli) którzy na Wielkiej plaży kiblują już trzeci miesiąc (jak co roku z resztą) – wychodzi to taniej niż mieszkanie w Polsce.
My zostajemy tylko (aż!) cztery dni. Cztery dni bez zwijania i rozbijania namiotu. Mam tyle czasu, że nawet udaje mi się poćwiczyć i pobiegać. Zapomniałam już jak fajny jest jogging boso po plaży! Fitness, sauna i solarka w jednym (prawdziwa optymalizacja czasu w wykonaniu zabieganej matki-Polki wiecznie w niedoczasie). Oprócz plażowania mamy i inne atrakcje – zwiedzamy okoliczne ciekawostki: prawie-że-albańskie miasteczko-kurort Ulcinj z uroczą, choć zaniedbaną starówką, oraz słynną niegdyś mekkę naturystów Ada Bojana. Ta ostatnia miejscówa to prawdziwy freak – wyspa zbudowana na ,śmieciach, które zebrały się wokół wraku statku w miejscy ujścia rzeki Shiqiperia. Lata świetności ma dawno za sobą, ale nadal jest popularna wśród golasów. Wzdłuż rzeki ciągną się tarasy restauracyjek serwujących ryby i owoce morza. Bardzo przyjemne miejsce o zachodzie słońca. W okolicy trafiamy jeszcze na ciekawe konstrukcje drewniane służące do połowu ryb. Drewniane platformy na palach z wystającymi “żurawiami” i kijo-wędkami wyglądają jak żywcem przeniesione z Azji południowo-wschodniej. Ładujemy akumulatory, bo za chwilę ruszamy na podbój Albanii. A to jak wiadomo, dziki kraj.
Read MoreMieszkamy na fajnym kempingu poleconym przez parę emerytowanych Niemców-kamperowców spotkanych jeszcze w Bośni. Kemping pięknie położony częściowo na plaży, częściowo w lesie, czysty, z dobrą infrastrukturą. I co najważniejsze – tu już po sezonie. Znaczy się cisza, spokój, plaża praktycznie cała dla nas (nie licząc kilkorga leciwych kamperowców z Europy zachodniej). Sąsiadami okazują się Polacy (sympatyczna para emerytowanych nauczycieli) którzy na Wielkiej plaży kiblują już trzeci miesiąc (jak co roku z resztą) – wychodzi to taniej niż mieszkanie w Polsce.
My zostajemy tylko (aż!) cztery dni. Cztery dni bez zwijania i rozbijania namiotu. Mam tyle czasu, że nawet udaje mi się poćwiczyć i pobiegać. Zapomniałam już jak fajny jest jogging boso po plaży! Fitness, sauna i solarka w jednym (prawdziwa optymalizacja czasu w wykonaniu zabieganej matki-Polki wiecznie w niedoczasie). Oprócz plażowania mamy i inne atrakcje – zwiedzamy okoliczne ciekawostki: prawie-że-albańskie miasteczko-kurort Ulcinj z uroczą, choć zaniedbaną starówką, oraz słynną niegdyś mekkę naturystów Ada Bojana. Ta ostatnia miejscówa to prawdziwy freak – wyspa zbudowana na ,śmieciach, które zebrały się wokół wraku statku w miejscy ujścia rzeki Shiqiperia. Lata świetności ma dawno za sobą, ale nadal jest popularna wśród golasów. Wzdłuż rzeki ciągną się tarasy restauracyjek serwujących ryby i owoce morza. Bardzo przyjemne miejsce o zachodzie słońca. W okolicy trafiamy jeszcze na ciekawe konstrukcje drewniane służące do połowu ryb. Drewniane platformy na palach z wystającymi “żurawiami” i kijo-wędkami wyglądają jak żywcem przeniesione z Azji południowo-wschodniej. Ładujemy akumulatory, bo za chwilę ruszamy na podbój Albanii. A to jak wiadomo, dziki kraj.