20140914 Jeziora Plitwickie
Jesteśmy w Parku Narodowym Jezior Plitwickich. Nasze wakacje na upalnych Bałkanach w pełni – codziennie leje, a my wygrzewamy się w temperaturach sięgających nawet 14 stopni Celsjusza (w nocy 6, ale kto by tam się przejmował). Nasz nowy dom, kemping “BEAR”, tonie w błocie, to i góra ubłoconych ubrań Jurka rośnie w zastraszającym tempie (a prania suszyć nie ma gdzie).
Fart z dnia na dzień jest coraz większy – dziś udało się zaoszczędzić na biletach przy wejściu do Parku Narodowego (w parku powódź, 80% szlaków zamknięta, więc kasują tylko połowę za wstęp). Powódź, nie powódź, nas Jeziora Plitwickie zachwyciły. Zaskoczył mnie rozmiar tego miejsca. Toż to cały park narodowy, w którym można spędzić kilka dni łażąc po szlakach, a nie zwykły sajt do opędzenia w 15 minut, jak do tej pory myślałam (ignorantia nocet, czy jak to tam leciało). Mimo, że najfajniejsze szlaki zalane, a z trzech tras wycieczkowych statkiem działała tylko jedna, to i tak było co robić i nam się podobało.
Przejechaliśmy się pseudo-kolejka, zwana tu “panoramic train” – specjalnym autobusem z wielkimi, terenowymi kołami i dwoma doczepionymi wagonikami z wielgachnymi oknami. Obeszliśmy też wszystkie dostępne szlaki i ciut więcej (niektóre, z tych zamkniętych, były zalane tylko odrobinę – można było przejść w wodzie po kostki po drewnianych pomostach a Jurek miał z tego dodatkowa frajdę). Zrobiliśmy sobie przyjemny piknik na jednym z pomostów,a podczas naszej całej wizyty złapało nas tylko kilka przelotnych “pryszniców”. Jeziora i wszechobecne wodospady są piękne i bardzo żałujemy, że nie mogliśmy ich obejrzeć w pełnej krasie. Teraz jedziemy do Bośni – tam podobno jest cieplej i bardziej sucho
Read MoreFart z dnia na dzień jest coraz większy – dziś udało się zaoszczędzić na biletach przy wejściu do Parku Narodowego (w parku powódź, 80% szlaków zamknięta, więc kasują tylko połowę za wstęp). Powódź, nie powódź, nas Jeziora Plitwickie zachwyciły. Zaskoczył mnie rozmiar tego miejsca. Toż to cały park narodowy, w którym można spędzić kilka dni łażąc po szlakach, a nie zwykły sajt do opędzenia w 15 minut, jak do tej pory myślałam (ignorantia nocet, czy jak to tam leciało). Mimo, że najfajniejsze szlaki zalane, a z trzech tras wycieczkowych statkiem działała tylko jedna, to i tak było co robić i nam się podobało.
Przejechaliśmy się pseudo-kolejka, zwana tu “panoramic train” – specjalnym autobusem z wielkimi, terenowymi kołami i dwoma doczepionymi wagonikami z wielgachnymi oknami. Obeszliśmy też wszystkie dostępne szlaki i ciut więcej (niektóre, z tych zamkniętych, były zalane tylko odrobinę – można było przejść w wodzie po kostki po drewnianych pomostach a Jurek miał z tego dodatkowa frajdę). Zrobiliśmy sobie przyjemny piknik na jednym z pomostów,a podczas naszej całej wizyty złapało nas tylko kilka przelotnych “pryszniców”. Jeziora i wszechobecne wodospady są piękne i bardzo żałujemy, że nie mogliśmy ich obejrzeć w pełnej krasie. Teraz jedziemy do Bośni – tam podobno jest cieplej i bardziej sucho