20100922 Pandy w Chengdu
Hotel „festiwalowy” opuszczaliśmy jeszcze chorzy – w autobusie siedzieliśmy w maskach na twarzy, żeby nie pozarażać współpasażerów. W drodze było źle, szczegółów wam oszczędzimy. W końcu dotarliśmy jednak na lotnisko. Tu okazało się, że nasz samolot jest opóźniony z powodu złej pogody. Czekamy więc grzecznie aż tu nagle nasze oczy widzą… Magdę i Petera!!! (dla niewtajemniczonych – nasi dobrzy znajomi z Warszawy, kajakowi konkretnie). Magda i Peter też są w podróży dookoła świata, wyruszyli kilka miesięcy po nas i robią trochę inną trasę. Tyle razy nie udało nam się umówić a tu proszę – czekamy na ten sam lot!.
Po jakimś czasie odleciały wszystkie opóźnione samoloty (było już po północy) oprócz naszego. Nasz postanowiono przełożyć na bliżej nieokreślony termin. Podstawiono autokary i zawieziono całe towarzystwo do całkiem przyzwoitego hotelu. Dla Magdy i Petera to przygoda, dla nas stres – tego samego dnia wieczorem mamy pociąg do Lhasy. MUSIMY dostać się do Chengdu. W hotelu nikt nie mówi po angielsku, dowiadujemy się jedynie, że jak będzie samolot, to nas ktoś obudzi. Korzystamy więc że spotkania, gadamy z Habaziami aż w końcu padnięci idziemy spać. Po godzinie budzi nas recepcja – jest w pół do czwartej rano, podstawili samolot. Sama nie wiem czy się cieszyć? – Dobrze, że dotrzemy na czas do Chengdu, ale jesteśmy tak potwornie zmęczeni… Ja w samolocie nie zmrużyłam oka, ale podróż przebiegła dalej już bez komplikacji. W Chengdu ja padnięta idę spać, a Kuba znajduje jeszcze trochę siły, żeby razem z Kerstin, Thomasem i Kevinem, naszymi towarzyszami w podróży do Tybetu wybrać się na oglądanie pand.
Read MorePo jakimś czasie odleciały wszystkie opóźnione samoloty (było już po północy) oprócz naszego. Nasz postanowiono przełożyć na bliżej nieokreślony termin. Podstawiono autokary i zawieziono całe towarzystwo do całkiem przyzwoitego hotelu. Dla Magdy i Petera to przygoda, dla nas stres – tego samego dnia wieczorem mamy pociąg do Lhasy. MUSIMY dostać się do Chengdu. W hotelu nikt nie mówi po angielsku, dowiadujemy się jedynie, że jak będzie samolot, to nas ktoś obudzi. Korzystamy więc że spotkania, gadamy z Habaziami aż w końcu padnięci idziemy spać. Po godzinie budzi nas recepcja – jest w pół do czwartej rano, podstawili samolot. Sama nie wiem czy się cieszyć? – Dobrze, że dotrzemy na czas do Chengdu, ale jesteśmy tak potwornie zmęczeni… Ja w samolocie nie zmrużyłam oka, ale podróż przebiegła dalej już bez komplikacji. W Chengdu ja padnięta idę spać, a Kuba znajduje jeszcze trochę siły, żeby razem z Kerstin, Thomasem i Kevinem, naszymi towarzyszami w podróży do Tybetu wybrać się na oglądanie pand.