20100913 Za siedmioma (pa)górami, zasiedmioma bambusowymi lasami…
… jest bajkowa kraina. Kraina ta to Yangshuo. Małe miasteczko malowniczo położone nad rzeką Li w otoczeniu niespotykanych nigdzie gór – niegór. Wznoszą się one stromo i przypominają garby wielbłąda. W Yangshuo rzadko kiedy świeci słońce – zazwyczaj pagóry spowite są mgłą, która dodaje krajobrazowi tajemniczości. Takich widoków nie widzieliśmy nigdzie. Brzegi Li porośnięte bambusami i otoczone stromymi pagórkami są przepiękne. Yangshuo ma jednak jedną wadę – turyści. Jest tu pełno ludzi z całego świata, całe tłumy.
Główna West Street przypomina nasze Krupówki. Tyle, że tutaj, oprócz malowniczych gór, jest jeszcze przepiękna rzeka. Na nabrzeżu zastępy gondolierów zaczepiają kogo się da wykrzykując: Bamboo? Bamboo??!! Zwariować można. Mimo to warto tu przyjechać. Wystarczy wypożyczyć rower i odjechać kilka kilometrów, żeby mieć całą tę wspaniałą krainę dla siebie. Jest też kilka hotelików i schronisk oddalonych od centrum. My jednak decydujemy się zostać na „Krupówkach” – łatwo się wszędzie dostać, taniej a rower pozwala się szybko uciec gdziekolwiek chcemy, byle dalej od tłumów. Wszechobecność turystów ma też swoje plusy – poznajemy mnóstwo ciekawych ludzi (bliższą znajomość zawieramy z Izraelką Leah i Amerykanką Anną), no i znajdujemy świetną okazję wyprawy w Tybet – wycieczka 4-krotnie tańsza niż we wszystkich agencjach, do których udało nam się dotrzeć. A to dopiero początek naszych przygód 🙂
„Smoczy most” to jedna z największych atrakcji okolic Yangshuo. Znajduje się ok.10 km od miasteczka i pozwala mieszkańcom przeprawiać się przez rzekę Yulong. Jest słynny nie że względu na swoje walory estetyczne, ale dlatego, że można z niego skakać do rzeki, która w tym miejscu jest głęboka na 8 m. Sam most ma wysokość 8-10 m., skok dostarcza więc sporej dawki adrenaliny (Kuba przekonał się na własnej skórze). Poza tym największą atrakcją jest sama droga do mostu – wiedzie przez niewiarygodnie wręcz malownicze wioski i pola ryżowe. Trasa jest ciekawa, podczas jazdy kilkakrotnie przekracza się rzekę – mostami lub „promami” – bardzo prymitywnymi bambusowymi tratwami, które „udźwigną” dwójkę pasażerów i dwa rowery. Wyprawa do Dragon Bridge była jedną z przyjemniejszych podczas naszej podróży. I nie zmienił tego nawet fakt, że w drodze powrotnej spotkała nas nieziemska nawałnica – ściana deszczu przemoczyła nas do suchej nitki w kilka minut, chwilami nie dało się jechać, bo strugi deszczu zalewały oczy. Na szczęście było bardzo, bardzo ciepło.
Read MoreGłówna West Street przypomina nasze Krupówki. Tyle, że tutaj, oprócz malowniczych gór, jest jeszcze przepiękna rzeka. Na nabrzeżu zastępy gondolierów zaczepiają kogo się da wykrzykując: Bamboo? Bamboo??!! Zwariować można. Mimo to warto tu przyjechać. Wystarczy wypożyczyć rower i odjechać kilka kilometrów, żeby mieć całą tę wspaniałą krainę dla siebie. Jest też kilka hotelików i schronisk oddalonych od centrum. My jednak decydujemy się zostać na „Krupówkach” – łatwo się wszędzie dostać, taniej a rower pozwala się szybko uciec gdziekolwiek chcemy, byle dalej od tłumów. Wszechobecność turystów ma też swoje plusy – poznajemy mnóstwo ciekawych ludzi (bliższą znajomość zawieramy z Izraelką Leah i Amerykanką Anną), no i znajdujemy świetną okazję wyprawy w Tybet – wycieczka 4-krotnie tańsza niż we wszystkich agencjach, do których udało nam się dotrzeć. A to dopiero początek naszych przygód 🙂
„Smoczy most” to jedna z największych atrakcji okolic Yangshuo. Znajduje się ok.10 km od miasteczka i pozwala mieszkańcom przeprawiać się przez rzekę Yulong. Jest słynny nie że względu na swoje walory estetyczne, ale dlatego, że można z niego skakać do rzeki, która w tym miejscu jest głęboka na 8 m. Sam most ma wysokość 8-10 m., skok dostarcza więc sporej dawki adrenaliny (Kuba przekonał się na własnej skórze). Poza tym największą atrakcją jest sama droga do mostu – wiedzie przez niewiarygodnie wręcz malownicze wioski i pola ryżowe. Trasa jest ciekawa, podczas jazdy kilkakrotnie przekracza się rzekę – mostami lub „promami” – bardzo prymitywnymi bambusowymi tratwami, które „udźwigną” dwójkę pasażerów i dwa rowery. Wyprawa do Dragon Bridge była jedną z przyjemniejszych podczas naszej podróży. I nie zmienił tego nawet fakt, że w drodze powrotnej spotkała nas nieziemska nawałnica – ściana deszczu przemoczyła nas do suchej nitki w kilka minut, chwilami nie dało się jechać, bo strugi deszczu zalewały oczy. Na szczęście było bardzo, bardzo ciepło.