20110106 Road trip – na północ odCairns i Daintree
Nasz van jest śliczniutki, fioletowo-zielony, nazywa się Jucy Rentals. W środku mini-kuchnia z lodówką , kuchenką i zlewem, tylne siedzenia zamieniają się w szerokie łóżko, drugie (wygodniejsze) jest na dachu, wygoda, że ho ho! Plan mieliśmy następujący: jedziemy na południe aż do Sydney zatrzymując się po drodze w ciekawych miejscach. Niestety, wystąpiła powódź i zaskoczyła australijskich drogowców. W związku z tym drogi nieprzejezdne. Wszyscy odradzają wyprawę na południe przez najbliższy tydzień. Postanawiamy więc zwiedzić północne okolice Cairns. Nasz pierwszy cel – Cape Tribulation i Park Narodowy Daintree.
To przepiękne lasy tropikalne, które schodzą prosto do oceanu. Jesteśmy w lato, czyli poza sezonem 🙂 Jest pora deszczowa, w morzu grasują stingery (krwiożercze meduzy, które potrafią człowieka nieźle poparzyć, a nawet zabić, w sensie – sparaliżować i utopić) i krokodyle słonowodne, kąpać się nie można. Chyba, że w jednym z niewielu miejsc, w którym kawałek morza jest odgrodzony siecią, oczyszczony że wszystkich gryzących syfów i strzeżony przez ratowników. Nam udaje się odnaleźć tylko jedno takie miejsce. Fajnie się pływa 🙂
Kolejnego dnia Martę powala choróbsko (rozwijało się aż od Wietnamu, gdzie klimatyzacja w autobusach jest polarna) i postanawia cały dzień przespać w samochodzie, co jej się udaje. Pozostała trójka wybiera się na mały trekking, tak zwany „board walk” w parku narodowym (ciekawy, dostępny dla niepełnosprawnych na wózkach, las podmokły i jaszczurki były) oraz na rejs po rzece Daintree w poszukiwaniu krokodyli (udaje się zobaczyć tylko małe krokodylki, za to rzeka piękna).
Read MoreTo przepiękne lasy tropikalne, które schodzą prosto do oceanu. Jesteśmy w lato, czyli poza sezonem 🙂 Jest pora deszczowa, w morzu grasują stingery (krwiożercze meduzy, które potrafią człowieka nieźle poparzyć, a nawet zabić, w sensie – sparaliżować i utopić) i krokodyle słonowodne, kąpać się nie można. Chyba, że w jednym z niewielu miejsc, w którym kawałek morza jest odgrodzony siecią, oczyszczony że wszystkich gryzących syfów i strzeżony przez ratowników. Nam udaje się odnaleźć tylko jedno takie miejsce. Fajnie się pływa 🙂
Kolejnego dnia Martę powala choróbsko (rozwijało się aż od Wietnamu, gdzie klimatyzacja w autobusach jest polarna) i postanawia cały dzień przespać w samochodzie, co jej się udaje. Pozostała trójka wybiera się na mały trekking, tak zwany „board walk” w parku narodowym (ciekawy, dostępny dla niepełnosprawnych na wózkach, las podmokły i jaszczurki były) oraz na rejs po rzece Daintree w poszukiwaniu krokodyli (udaje się zobaczyć tylko małe krokodylki, za to rzeka piękna).